Holiday 02
Pawel byl mocno zdziwiony kiedy zorientowal sie, ze rodziców wciaz nie ma w osrodku. Troche sie obawial, ze dostanie kolejna bure a tymczasem to oni zabalowali. Usmiechnal sie i poszedl do swojego pokoju. Rzucil sie na lózko i zasnal. Trzy godziny pózniej slonce zajrzalo przez okno i ostre promienie poglaskaly go po policzku. Przewrócil sie na d**gi bok. Jeszcze pare minut – powiedzial do siebie bezglosnie i poprawil sobie poduszke. Ze snu wybudzil go dzwiek telefonu. Z trudem otworzyl oczy i siegnal w kierunku pólki. No dobra – pomyslal – wstaje. Zaczal czytac tresc smsa: no jak tam po imprezie, zyjesz? Usmiechnal sie. Niezgrabnymi palcami wystukal na klawiaturze: zyje. Nastepnie udal sie do lazienki. Jak ja wygladam – mruknal, przygladajac sie swojej twarzy. Wiedzial, ze przesadzil wczoraj. Jesli teraz spotkam rodziców nie bedzie za dobrze – myslal. Kiedy zakonczyl poranna toalete odwazyl sie zejsc na dól. Poprosil o sniadanie, które szybko skonsumowal. Dobrze – teraz zajrze do nich. Z lekkim wahaniem udal sie z powrotem na góre. Przystanal przed ich pokojem. Zastukal. Odpowiedziala mu jednak cisza. Zrobil to po raz d**gi. To samo. Tego sie nie spodziewal. Hmm – zaczal myslec – czyzby juz wyszli? Spojrzal na zegarek. No tak, o tej godzinie…
Zszedl na dól i zapytal w recepcji. Nie uzyskal jednakze odpowiedzi. No dobra – siegnal po telefon i wystukal numer. Troche sie denerwowal – na pewno nie ominie go ochrzan. Ale o dziwo, nikt nie odebral. Wybral kolejny numer.
– tak? – glos ojca byl przytlumiony.
– gdzie jestescie? – Pawel zapytal jeszcze ciszej.
– zjadles sniadanie?
Przytaknal uradowany. A moze jednak obejdzie sie bez nagany…
– posluchaj, dzisiaj masz wolna reke…
Nie wierzyl wlasnym uszom. I to mówi jego ojciec. Zawsze byl wobec niego bardzo wymagajacy i surowy. Dlatego w pierwszym odruchu zadzwonil do matki. A tu taka niespodzianka…
– dziekuje – odrzekl szybko i zamierzal zakonczyc rozmowe.
– to do zobaczenia…
– do zobaczenia.
Dziwne – pomyslal. Takiego obrotu sprawy sie nie spodziewal. Troche zaskoczyl go ton glosu ojca, ale z tej krótkiej zadumy wyrwal go kolejny dzwiek.
– tak mamo? – machinalnie wypowiedzial te slowa.
– gdzie jestescie?
– tata powiedzial, ze mam wolna reke wiec myslalem…
Po d**giej stronie zalegla cisza.
– nie wiedzialam kochanie… w takim razie baw sie dobrze…
Cos bylo nie tak z jej glosem. Cos bylo zupelnie nie tak.
– czy cos sie stalo? – Pawel niepewnie wykrztusil te slowa.
– nie, nic, to znaczy…
– mamo?
– posluchaj… musze juz konczyc, potem porozmawiamy…
Rozmowa urwala sie. Nie mógl uwierzyc. Bylo goraco wiec podszedl kilka metrów i schronil sie w cieniu drzewa. Oparl sie o nie i zaczal sie zastanawiac. Jak to? Ona nie wiedziala? To w takim razie…
Doszedl do wniosku, ze musialo cos zajsc nie tak. Chyba posprzeczali sie z ojcem. No ale… to jednak niczego nie wyjasnialo. Oni nie byli razem… Pawel ruszyl w kierynku plazy.
Byla godzina jedenasta. O dziesiatej Krzysztof dodzwonil sie do Agnieszki. Po tylu próbach wreszcie mu sie udalo. Ale zamiast jej glosu w sluchawce uslyszal chichot.
– kto mówi? – prawie ze wykrzyknal. Byl teraz trzezwy i nie zamierzal tego tolerowac.
– spokojnie rogaczu – uslyszal wreszcie mlodzienczy glos.
– juz jest po zabiegu, cipka wyruchana.
– podaj mi zone, natychmiast! – prawie krzyczal
Telefon umilkl. Krzysztof po raz kolejny zadzwonil. Potem jeszcze i jeszcze. Za siódmym albo za ósmym razem wreszcie dalo sie slyszec:
– no co tam?
– posluchaj mnie, chcialbym…
– nie, to ty posluchaj, twoja zona swietnie sie bawi, a ty jej przeszkadzasz.
– co?!!
– tak, teraz ciagnie gale mojemu koledze…
Mezczyzna zadrzal.
– nie mozecie…to znaczy…nie odkladaj…zaczekaj…
– no co tam? czego chcesz?
Milczal.
– chcialbys popatrzec?
– wczoraj sporo cie ominelo, pewnie zalujesz, tak?
– nie… – powiedzial zdruzgotany i po chwili dodal: kiedy ja puscicie?
– czekaj cierpliwie – i zasmial sie glosno i szyderczo.
– zaraz moja kolej wiec nie przeszkadzaj juz
– zaczekaj!!! – Krzysztof prawie krzyknal
– no co jest? to chcesz posluchac moze?
-nie…
W koncu przelamujac sie powiedzial cicho: wypusccie ja… prosze.
– no widzisz, jak chcesz to potrafisz
– slyszeliscie chlopaki? rogacz prosi – krzyknal do swoich kolegów.
Krzysztofa jakby ktos uderzyl w twarz. Uslyszal inne glosy, uslyszal wiwaty i smiech.
– niech lepiej poprosi zebysmy zerzneli ja w dupe
– albo nie, niech powie jej, ze ma wolna reke…
– co ty na to rogaczu? – glos w sluchawce ponownie zwrócil sie do niego
Zacisnal piesci. Czul, ze za chwile wybuchnie. Jesli sie teraz nie opanuje wszystko przepadnie – myslal.
– prosze – powtórzyl cicho – chcialbym rozmawiac z zona.
– slyszeliscie? on chce rozmawiac z zona.
I znowu smiech.
– wiesz ona jest troche zajeta, ale mozesz pogadac ze mna.
– a moze cos jej przekazac? – zarechotal.
– nie, tylko…
– dobra, posluchaj, zawrzemy interes…
– dobrze – cicho przytaknal
– a wiec…propozycja jest taka: teraz jeszcze ja wyruchamy i za jakas godzine sucz bedzie wolna…ale wieczorem przyprowadzisz ja znowu.
– pasuje ci?
Jak tonacy chwyta sie brzytwy tak on chwycil sie jego slów.
– tak… – nie wierzyl, ze to powiedzial – tak zrobie…
– d**gi warunek: teraz dam ci zone i masz jej powiedziec, ze bardzo sie cieszysz, ze nam obciagnie
– no to jak? nie slysze?
– dobrze – wybelkotal
– albo nie, nie musisz – rozesmial sie.
– teraz zabieramy sie za nia.
– pamietaj o naszej umowie.
Rozmowa zostala przerwana. Chcial po raz kolejny spróbowac ale powstrzymal sie. Kiedy uspokoil sie nieco na wyswietlaczu pokazal sie numer syna. Wzial gleboki oddech i odebral. Po wszystkim schowal glowe w dlonie i zaplakal.